Subiektywnie: Children of Morta


Children of Morta

Opublikowano: 15 lutego 2020 (reupload)

Jak mawiał Don Vito Corleone – najważniejsza jest rodzina

Children of Morta to hack & slash z elementami roguelite wyprodukowany przez mało znane studio Dead Mage. Grę wydało polskie 11 bit studios. Chociaż święto dziękczynienia było nie tak dawno temu i w Polsce tradycja ta nie jest obecna, sporo głosów zasłyszanych jesienią w kraju nad Wisłą wyrażało zachwyt nad smakiem nowego indyka. W tegorocznego sylwestra podziękowałem więc pannie Croft za towarzystwo i wybrałem się do krainy Rei, leżącej u stóp góry Morta.

Pełna chata

Gra opowiada o zmaganiach rodziny Bergsonów, strażników krainy, broniących ziem wokół góry Morta przed Zepsuciem. Ich dom przypomina posiadłość Bruce’a Wayne’a. Pod przestronnymi, acz przytulnymi komnatami znajduje się Sanktuarium, które Bergsonowie otrzymali od samej bogini, Rei. Tam mieszczą się trzy portale, stanowiące skrót do regionów leżących u podnóża góry. Dom jest więc bazą wypadową, ale ten gamizm szybko schodzi na drugi plan, bo po każdym zakończonym wypadzie do klasycznych lochów gra przenosi ciężar na narrację.

Cutscenek jest w grze od groma i odtwarzane są po każdej wyprawie


Children of Morta w bardzo udany sposób ukazuje pielęgnowanie wzajemnych relacji przez członków rodziny Bergsonów. Jest tu miejsce na codzienne zmartwienia, ale są też chwile beztroski. Grając, doświadczamy, jak najmłodsi strażnicy dojrzewają do ciążącej na nich odpowiedzialności i jak ich rodzice z biegiem czasu wykazując się wyrozumiałością, pozwalają im rozwinąć skrzydła. Każdy z domowników ma swój pokój albo pracownię, czy też inne miejsce, w którym lubi spędzać czas. Klikając na poszczególnych Bergsonów, można poznać ich myśli, którymi chętnie się dzielą.

Pewnie słuchają Kelly Family


Najstarsza Margaret pełni rolę mentorki i wiedźmy, która posiadła ogromną wiedzę. U niej Bergsonowie szukają mądrości. John, głowa rodziny, dba o ciężarną żonę, Mary, i próbuje rozwiązywać lokalne problemy. Jego przyrodniego brata Bena pochłonęła praca w domowym warsztacie po tym, jak przez nadużywanie alkoholu opuściła go małżonka. Wujek Ben pełni więc funkcję kowala, który zaopatruje Bergsonów w lepsze pancerze, ostrzejszą broń i inne przydatne wzmocnienia. Najstarsza córka Bergsonów, Linda, łączy swoją pasję gry na skrzypcach z łucznictwem. Najstarszy syn Johna został mnichem, który wyszkolił się w sztukach walki i zielarstwie. Jego młodszy brat, Kevin, pełen energii i zapału ćwiczy zwinne ataki nożami, nie mogąc doczekać się, aż rodzice pozwolą mu zwalczać zagrożenia dręczące krainę. Najmłodsza Lucy pod czujnym okiem babci poznaje arkany magii i trenuje, by zostać wiedźmą. Z czasem do domu zawita również Joey, syn Bena, który w czas znalazł rodzinę w potrzebie. Ich wszystkich łączy wzajemna miłość i wspólny cel – walka z Zepsuciem.

Młoda wiedźma Lucy w akcji


Choose your Bergson

Z powyższego opisu wyłania się w sumie sześć grywalnych postaci, w które można wcielić się w Children of Morta. Każdy z Bergsonów ucieleśnia jeden z archetypów powracających w hack & slashach i cechuje się unikalną mechaniką. Przykładowo John to typowy rycerz, mogący blokować ciosy tarczą, Mark doskakuje do wrogów, z każdym uderzeniem wzmacniając swój pancerz, a Kevin niczym łotrzyk z każdym zadanym ciosem atakuje coraz szybciej, a jego siła polega na częstotliwości krytyków.

Szlachtowanie potworów jest w tej grze szalenie przyjemne


Children of Morta wyróżnia się jednak całkiem przemyślaną, dynamiczną walką. Otóż (prawie) każda postać może wyprowadzać ciosy, pozostając w ruchu, gdyż poruszanie się i atak są od siebie niezależne. Jeśli więc gracz nabierze wprawy, jest w stanie np. jako Kevin atakować walczących w zwarciu przeciwników i cofać się równomiernie, utrzymując się stale poza zasięgiem ich broni. Wyjątek stanowi tutaj najmłodsza Lucy, która musi pozostać w miejscu, by ciskać we wrogów zaklęciami, ale im dłużej to robi, tym szybciej krzesi ogniste pociski.

Każdy z bossów ma swoją mechanikę


Każdy z bohaterów ma zupełnie inne właściwości mobilne, które określają, z jaką prędkością się poruszają i ile błyskawicznych uników o indywidualnym czasie odnawiania mogą wykonać, aż krótkotrwale zablokują sobie taką możliwość. Odskoki mają czasem dodatkowe właściwości zależne od „klasy” postaci, ale łączy je fakt, że podczas wykonywania uniku bohater jest przez ułamek sekundy całkowicie nietykalny.

A gdybym był młotkowym


Przeprowadzane ataki są również do pewnego stopnia obszarowe, gdyż broń biała ciągnie za sobą pixelartowe smugi, znaczące ślad, który zada obrażenia wszystkim przeciwnikom w zasięgu. Zasięg ataku jest kolejnym czynnikiem zależnym od wybranej postaci, gdyż przykładowo Joey wyprowadza zamaszyste uderzenia wielkim młotem, rozłupując wszystko w szerokim kącie ataku, a Kevin razi swoimi wywijasami w dość wąskim stożku. Nawet strzały wystrzeliwane przez Lindę są w stanie porazić paru przeciwników jednocześnie, o ile tylko stoją bardzo blisko siebie.

Mroczne rytuały i narastające Zepsucie


Każdego z bohaterów prowadzi się nieco inaczej również dlatego, że mają kilka aktywnych zdolności. Można by powiedzieć, że do dyspozycji jest atak podstawowy, odnawiany atak specjalny, zdolność użytkowo-obronna, a unik z czasem nabiera bardziej ofensywnego charakteru. Children of Morta nieustannie kojarzyło mi się z Diablo. Mark w podobny sposób do mnicha doskakiwał do wrogów, uderzając pięściami. Joey potrafił podtrzymać wirujący atak niczym barbarzyńca, a Lucy tworzyła tornada i lustrzane odbicia służące za przynętę niczym czarodziejka ze świata Sanktuarium. Możliwości bojowe Bergsonów wzajemnie uzupełniają się podczas gry w trybie kooperacji – ten działa także lokalnie, jeśli tylko mamy pada. Zabawa w pojedynkę również daje mnóstwo przyjemności i grę przechodziłem właśnie w ten sposób.

Ze względu na walkę Bergsonów z Zepsuciem toczącym krainę, gra wymaga od gracza opanowania każdej dostępnej postaci. Jeśli któryś z bohaterów zbyt długo zmaga się w podziemiach z potworami, zaczyna cierpieć na Zepsucie, które obniża maksymalną pulę punktów zdrowia. Wówczas trzeba posadzić danego Bergsona na ławce rezerwowych i na kolejną wyprawę wybrać innego członka rodziny. Na szczęście każdym bohaterem gra się przyjemnie i jedyne trudności miałem w nauczeniu się rozgrywki w skórze Marka. Do moich ulubieńców należeli jednak najmłodsi z Bergsonów – Lucy i Kevin.

Umiejętności jest całkiem sporo, zwłaszcza że część z nich jest stopniowana


Rogalikowy meta postęp

Children of Morta podobnie jak Diablo rzuca gracza w proceduralnie generowane labirynty. Każda wizyta w lochach losuje układ korytarzy i pomieszczeń, wydarzenia fabularne, zdobywane przedmioty i inne typowe dla hack & slashy elementy, jak np. obeliski (kapliczki rodem z Diablo) i wyzwania oparte na prostych zagadkach. Śmierć bohatera kończy wyprawę. Jak przystało na grę typu roguelite, zgon nie ma większych konsekwencji, bo zachowuje się część postępu.

Warsztat wujaszka Bena


Jedyne, co tak naprawdę utraci poległy bohater, to wszystkie zdobyte przedmioty. Podziemia warto skrupulatnie eksplorować, by przed dojściem do bossa na końcu labiryntu dysponować przydatnymi artefaktami. Wszystkie itemki są losowane z kilku kategorii. Znaleźć można talizmany, które dają pasywne premie, ale też jednorazowe wzmocnienia czy boskie relikty z indywidualnym czasem odnawiania aktywnych efektów. Itemizacja jest całkiem niezła, bo czasami mocno rzutuje na przebieg rozgrywki, a na pewno potrafi znacznie ją ułatwić. Zakończenie wyprawy sukcesem również usuwa wszystkie przedmioty zdobyte przez bohatera. Można by więc rzec, że ekwipunek w stricte erpegowym rozumieniu nie istnieje.

Talizmanów można nosić bez liku, ale liczba posiadanych reliktów jest ograniczona


W trakcie gry zbieramy też morwę, która służy za walutę, za którą wykupuje się ulepszenia u dwóch członków rodziny Bergsonów. Wujek Ben w swoim warsztacie zwiększy możliwości ofensywne bohaterów jak np. obrażenia, szansę na krytyki, pancerz czy prędkość ruchu. Margaret skorzysta ze swojej wiedzy, aby Bergsonowie szybciej zdobywali doświadczenie, dłużej czerpali korzyści z rozrzuconych w podziemiach obelisków czy też wolniej zużywali runy, które modyfikują wszystkie ataki. Runy są kolejnym urozmaiceniem w losowy sposób kształtującym przebieg rozgrywki. Każdą zdolność można wzmocnić runicznie, przez co zmieni się jej działanie (np. strzały Lindy będą przebijać przeciwników) albo wywoła dodatkowy efekt przy krytyku, wyzwalając zdolność specjalną innego z członków rodziny czy nawet przywołując go na moment na pole walki, by w szybkim uderzeniu wspomógł nas w zmaganiach.

Runy są różnorodne i stopniowo zużywają się z każdym użyciem umiejętności


Każdy z bohaterów zbiera punkty doświadczenia, dzięki czemu awansuje na wyższy poziom i może nauczyć się pewnej liczby zdolności, z których większość działa pasywnie. Bardzo podobał mi się pomysł umiejętności rodzinnych, po wykupieniu których korzyści czerpali pozostali Bergsonowie.

Statyczne screeny nie oddają uroku tej gry


Cały ten system progresji działa w grze bardzo dobrze. Oczywiście wiele elementów Children of Morta, jak np. kolejne grywalne postacie, możliwość wykupywania bardziej zaawansowanych ulepszeń, pojawienie się obelisków na mapach czy upuszczanie run przez przeciwników należy najpierw odblokować, pokonując kolejnych bossów w trzech krainach.

Poziom trudności w początkowej fazie gry jest dość wysoki. Minie nieco czasu, zanim w końcu dojdziemy do bossa lub będziemy w stanie go ubić. Później jednak wraz z rozwijaniem umiejętności bohaterów i wykupywaniem kolejnych ulepszeń, gra robi się zdecydowanie zbyt łatwa i to chyba jedyny zauważalny minus tej produkcji. Dostrzega się to zwłaszcza po rozwinięciu bohaterów pod kątem mechaniki Szału Strażnika. Zabijanie wrogów ładuje wskaźnik szału, który można następnie zainicjować, by drastycznie podnieść zdolności bojowe Bergsonów na parę chwil. Nawet to przypominało mi o Diablo, zwłaszcza wtedy, gdy Lucy zmieniała się w odpowiednik archonta z promieniem dezintegrującym. Szał ładuje się jednak dość wolno, więc warto go zachować na walkę z bossami albo rzadkimi przeciwnikami – tu noszą miano Złowieszczych – o specjalnych umiejętnościach, które – ponownie – kojarzą się z Diablo, np. przywołują kryształy, które po chwili eksplodują, zamrażając bohatera.

Na potęgę posępnego czerepu!

Pixelartowy, dźwięczny indyk

Wiem, że wielu graczy ma problem z grafiką w konwencji pixelartu i wielu uważa ją za pójście developerów na łatwiznę. To ostatnie ogromnie mija się z prawdą. Dopieszczony pixelart jest prawdziwą sztuką wymagającą sporej dozy umiejętności, cierpliwości i czasu. Niestety sporo gier klepanych przez niezależnych twórców dla minimalnego zysku przy minimalnym nakładzie pracy hańbi artystyczny pixelart swoim partactwem. Children of Morta jest na szczęście chlubnym wyjątkiem. Grafika w grze wygląda ślicznie. Dom Bergsonów pełen jest szczegółów, animowanych postaci wykonujących czynności, które zostały przedstawione w bardzo czytelny sposób. Widać tam przeróżne pamiątki zdobywane w czasie kolejnych wypraw, zwierzątka domowników, które hasają po dywanach, bawiąc się kłębkiem włóczki i inne cieszące oczy detale.

Podczas niemal każdej wyprawy znajdziemy handlarza, u którego można kupić przydatne rzeczy za specjalne klejnoty. Z czasem pojawi się także hazard


Animacje walki również zostały ładnie przedstawione. Wszystkie ataki specjalne czy smugi ciągnięte przez magiczny oręż, wyzwalane przy uderzeniach łańcuchy błyskawic – wszystko to prezentuje się barwnie i dynamicznie, a składa się z ręcznie rozmieszczanych pixeli, łączonych w kolejne warianty tego samego, lekko zmodyfikowanego obrazu, które nakładane na siebie klatka po klatce tworzą finalną animację. Widać, że graficy włożyli w grę sporo serca i godzin roboczych.

Warstwa muzyczna prezentuje się równie dobrze. Ścieżka dźwiękowa była kolejnym elementem kojarzącym się z Diablo – i mam tu na myśli melodie z całej trylogii. Powiedziałbym raczej, że była w jakiś sposób inspirowana, bo jednak nie dosłuchamy się w nich dosłownie tych samych tonów. W Children of Morta króluje ambient, który nabiera nieco dynamizmu podczas walk z bossami. Efekty dźwiękowe wypadają jeszcze lepiej. Są zróżnicowane, brzmią wiarygodnie – o ile można tak powiedzieć w kontekście gry fantasy – cechują się po prostu wysoką jakością przygotowania, idealnie współgrają z obrazem.

Świetnie wypada głos narratora gry, który w doskonały sposób buduje klimat. Ma to spore znaczenie, bo to jedyny głos, jaki usłyszymy w Children of Morta. Lektor z wyczuciem snuje opowiadaną historię podczas pobytu w domu Bergsonów, między kolejnymi wyprawami do podziemi. Przypomina nam barwę swego głosu również podczas wizyt w lochach, kiedy komentuje kolejne znaleziska i każdy dokonany postęp fabuły. Narracja i sposób jej prowadzenia to kolejny element Children of Morta, który szalenie mi się podobał. Budził nieco skojarzeń z Bastionem czy Darkest Dungeon. O ile jednak w tym pierwszym był nieco sarkastyczny, a w Najmroczniejszym Lochu wywoływał zaszczucie i beznadziejność, narrator Children of Morta stara się zabarwić losy Bergsonów nadzieją i podkreślić pozytywne emocje, dzięki którym pokonują kolejne przeszkody.

Jedno z wyzwań jest minigrą wzorowaną na kultowym Pongu


Dzieci Morty

Tym właśnie jest Children of Morta. Dynamicznym hack & slashem opowiadającym o rodzinnej miłości, która daje Bergsonom siłę i pozwala zatriumfować w walce z narastającym złem i Zepsuciem trawiącym krainę, jaka pozostaje pod ich opieką. Jest w tym wszystkim nawet miejsce na odrobinę wiedzy na temat świata przedstawionego. Gra okazuje się niemal pozbawiona wad. Poza stopniowo malejącym poziomem trudności da się dostrzec małe zróżnicowanie wizualne odwiedzanych miejscówek i niewielką różnorodność przeciwników. Niemniej narracja przykuwa do ekranu, rozgrywka wciąga jak Diablo pod katedrę w Tristram, a developerzy opublikowali schemat dalszego rozwoju produkcji, zapowiadając systematyczne rozszerzanie zawartości. Splatynowanie Children of Morta, wykupienie wszystkich ulepszeń i prawie wszystkich umiejętności zajęło mi 25 godzin. Jeśli ktoś grałby tylko dla fabuły, zapewne uwinąłby się w połowę tego czasu. W tym drugim przypadku polecałbym zamiast tego sięgnąć po jakąś książkę, bo historia w Children of Morta nie należy do interaktywnych. Oczywiście nie jest to też hack & slash, który jak Diablo można masterować przez setki czy tysiące godzin, ale na pewno zaangażuje na kilka wieczorów, dostarczając świetnej rozrywki, o ile tylko dacie mu szansę.

Strażnica strażników


Podsumowanie

Plusy:

  • Dużo postaci o odmiennym stylu gry
  • Miodna i wciągająca rozgrywka
  • Udane roguelite'owe elementy zachowywania postępu
  • Ładna pixelartowa grafika
  • Muzyka kojarzy się z kompozycjami Matta Uelmena
  • Zapowiedziany dalszy rozwój gry

Minusy:

  • Po pewnym czasie robi się zbyt łatwa
  • Nie każdy polubi grind
  • Z czasem wkrada się powtarzalność

Komentarze