Pokemon: Let's Go, Pikachu!
Opublikowano: 24 lipca 2021 (reupload)
Nostalgia
Końcówka lat 90. Odwiedzam kuzyna, ale zamiast spodziewanej sesji hot seat w Heroes of Might & Magic III ten odpala emulator GB i ładuje ROM pikselowatej gierki. Rozbrzmiewa muzyka, a na ekran wjeżdżają dwa stwory. Jeden z nich przypomina niedźwiedzia i bierze zamach potężną łapą. Drugi na wzór triceratopsa szarżuje, próbując przebić przeciwnika rogiem… i trafia. Ekran rozjaśnia się i pojawia się tytuł – Pokemon Red Version. Już po pierwszym wieczorze wiedziałem, że muszę tę grę mieć u siebie. Dostałem bzika na punkcie Pokemonów jeszcze chyba, zanim anime dotarło do Polski i zanim z kolegami oprócz talii Magic the Gathering zbieraliśmy karty z japońskimi stworkami. Pokemon Red przeszedłem ze trzy razy, podobnie jak zdobytą po czasie wersję Yellow. Później z przyjemnością zostałem czempionem ligi jednakowo w Blue oraz Green, w które wcześniej nie grałem. Chociaż Gold i Silver także wyjęły mi z życia nieco czasu, druga generacja pokemonów nie miała dla mnie tej magii pierwowzoru i nigdy nie skończyłem nowszych przygód. Minęły w sumie dwie dekady, a mnie naszła ochota, by odświeżyć sobie jedną z gier, od których zaczęła się cała historia Pokemonów. Nie śledziłem losów marki, więc nawet nie wiedziałem, że czeka mnie prawdziwie nostalgiczna podróż.
![]() |
Profesor Dąb |
Chociaż nabyłem Switcha z myślą o mobilnym ogrywaniu Pillarsów czy Diablo 3, stwierdziłem – po co ma się marnować? Skoro już mam sprzęt, może warto przetestować jego „system sellery”. Pierwszymi kupionymi przeze mnie exami był obiecujący Fire Emblem: Three Houses oraz bardzo bezpieczny wybór – Pokemon Sword. Bezpieczny, bo wiedziałem, czego mogę się po grze spodziewać. Najnowsze Poksy były pierwszą produkcją Nintendo, jaką ograłem na swojej pierwszej konsoli w życiu. Sword jest jednak wypchane zawartością po brzegi i przejście fabuły nie kończy zabawy, a przede mną jeszcze oba DLC, więc omówię ostatnią generację przy innej okazji. Bohaterem dzisiejszego wpisu jest Let’s Go Pikachu, a więc współczesny remake Pokemon Yellow na Switcha.
![]() |
Mój ci jest! |
Pikachu czy Eevee?
Nie ukrywam, że za wyborem wersji z Pikachu stała wyłącznie nostalgia, bo elektryczna mysz była przecież starterem w Yellow! Różnice między obiema edycjami remake’u sprowadzają się do dwóch rzeczy: 11 ekskluzywnych pokemonów, których listę bez problemu znajdziecie w sieci oraz startera, czyli Pikachu lub Eevee. Pierwsze jest kwestią subiektywnego wyboru, które stworki podobają nam się bardziej. Na dłuższą metę nie ma to znaczenia, bo i tak dzięki połączeniu z Internetem poksy z alternatywnej wersji można zdobyć znacznie łatwiej, niż przed kilkudziesięcioma laty łącząc dwie konsolki kablem. Wybór między Pikachu i Eevee jest nieco mniej świadomy, bo wiąże się z pulą dodatkowych ataków, których w pierwowzorze nie było. Gryzoń może nauczyć się dodatkowego ruchu elektrycznego, ale też jednego wodnego oraz latającego. Słodki Eevee z kolei ma aż osiem typów dodatkowych ataków, więc da się go wytrenować na uniwersalnego zawodnika, zdolnego poradzić sobie z wieloma gatunkami pokemonów. Z tego co wiem, żadnego ze starterów nie można ewoluować, chociaż sam tego nie sprawdzałem. Na pewno jednak da się zdobyć je oba, bez względu na wersję i rozwinąć przy użyciu kamieni ewolucji.
![]() |
... ... ... ... ... ... |
Nowości
Pierwszą rzeczą, jaka rzuciła mi się w oczy, była możliwość określenia płci bohatera gry oraz jego wyglądu – z kolorem włosów i skóry na czele. Znałem to już z Pokemon Sword, ale nie doświadczyłem wcześniej w dwóch pierwszych generacjach. Kolejnym zaskoczeniem jest już wizyta u profesora Oaka. Przyznam, że zdębiałem, bo nasz rywal znany jako Gary/Blue czy jak się tam pierwotnie zwał (właściwie to sam profesor żartuje, że nie pamięta jego imienia), okazuje się naszym sąsiadem z dzieciństwa i współzawodniczy z nami w myśl przyjaźni i innych pozytywnych idei. Możemy go nazwać, a że Let’s Go Pikachu rozpocząłem świeżo po zakończeniu drugiej części Danganronpy (swoją drogą jest to seria, w której tajemnice morderstw wymagają więcej dedukcji i lepiej pozwalają wczuć się w rolę detektywa niż dopiero co ograne przeze mnie Disco Elysium), nadałem mu imię… Monokuma. Nie pytajcie! Ale wracając, to nie tak, że zarozumiały wnuk profesora Dąb nie pojawia się w grze. Drogi z naszym prawdziwym rywalem z czasem się skrzyżują i to nie raz, ale jest on odrębną postacią.
![]() |
I'm Blue da ba dee da ba di |
Gotta Catch ‘Em All
Kiedy zostawimy w tyle Pallet Town, da o sobie znać główna zmiana w remake’u Yellow. Z gry całkowicie zniknęła walka z dzikimi pokemonami! Ktoś w Game Freak wpadł na pomysł, że pierwsza generacja poksów potrzebuje nowego odbiorcy. Najpewniej chodziło o graczy, którzy nie mieli styczności z głównym nurtem marki – a więc w głównej mierze graczy bardzo młodych. A że swego czasu ogromną popularnością cieszyło się Pokemon GO, Game Freak zapożyczyło od studia Niantic ich mechanikę łapania stworków. Ilekroć na ekranie pojawi się dziki pokemon, rozpoczyna się minigierka. Musimy rzucić pokeballem w odpowiednim momencie, aby trafić w kurczący się okrąg interface’u, zamykający się na ciele stworka. Wraz z lepszymi wersjami kulek zwiększa to szansę na jego schwytanie. Oczywiście potężniejsze stworki lubią sobie hasać. Warto wówczas użyć specjalnych jagód, aby nieco je uspokoić. W nieruchomy cel łatwiej trafić, a niektóre z owoców dodatkowo zmniejszają ryzyko wyrwania się z pokeballa, a i rośnie wówczas szansa na to, że nasza zdobycz zostawi po sobie jakieś fanty.
![]() |
Szkoda, że poksy wydają tylko nieartykułowane dźwięki |
W tym momencie istotny staje się wybór schematu sterowania, podejmowany przy każdym uruchomieniu gry. W trybie przenośnym jest najłatwiej. Celujemy ruchem konsoli za sprawą wbudowanych żyroskopów i ciskamy pokeballem wduszając „A”. Dużo trudniej jest grać z zadokowaną konsolką, bo gra obsługuje tylko jeden z joy-conów. Rzut pokeballem wykonuje się wówczas przy użyciu jednego pada jako kontrolera ruchowego – i nie jest to zbyt precyzyjne. Kiedy się udaje, na pewno przynosi większą satysfakcję, niż proste celowanie całym switchem. Niestety połowa moich rzutów nie zmierzała nawet do celu. Dużo trudniej też było mi ciskać pokeballe w odpowiednim momencie i z właściwą siłą, a próba schwytania większych stworków, np. Onixa, kompletnie się nie udawała przez złą ocenę wysokości, na jakiej pojawiał się okrąg celowania.
![]() |
Lepszy Moltres w garści niż Articuno na dachu |
Warto poćwiczyć łapanie stworków, bo całkowicie zastąpiło ono losowe walki i jest jedynym źródłem doświadczenia poza potyczkami z innymi trenerami. Chwytając wielokrotnie ten sam gatunek pokemona, nabija się tzw. combo, które podobnie jak wysoka precyzja i niska liczba potrzebnych rzutów nalicza dodatkowe mnożniki expa. Im wyższe combo, tym szybszy grind, ale też większa szansa na schwytanie stworka o perfekcyjnych statystykach albo nawet wariantu określanego jako „shiny”, czyli różniącego się umaszczeniem od typowego przedstawiciela gatunku. Combo bardzo łatwo stracić, jeśli dziki pokemon ucieknie, rozpoczniemy konfrontację z innym rodzajem stworka lub sami weźmiemy nogi za pas, by nie tracić czasu albo pokeballów. Wówczas całą sekwencję rozpoczynamy na nowo.
![]() |
Niestety miałem zajęte ręce łapaniem pokemonów, dlatego niemal nie mam screenshotów z tej czynności |
Grając, starałem się złapać każdy gatunek pokemona, aby zapełnić pokedex. Chciałem również wcielić do drużyny startery z pierwszej generacji, a więc spędziłem trochę czasu, starając się zainicjować ich spawn. Nie wiem ile w tym prawdy, ale ponoć niektóre ze stworków pojawiają się dopiero po wbiciu określonego poziomu combo na innym gatunku (np. złap X Growlithów, aby pojawiła się Abra). W każdym razie nie czułem się zobligowany do grindowania doświadczenia poprzez chwytanie pokemonów. Pierwotne wersje gier z Game Boy’a wymagały trochę biegania po wysokiej trawie i powtarzalnych walk. W Let’s Go Pikachu kompletnie tego nie odczułem. Przyczyną jest zapewne kolejna zmiana (którą również dostrzegłem wcześniej w Sword), a więc nagradzanie doświadczeniem wszystkich poksów w drużynie, a nie wyłącznie tych, które uczestniczyły w zmaganiach.
![]() |
Giants: Citizen Kabutops |
Buszowanie w trawie nie niesie też już takich emocji jak ponad dwie dekady temu, gdyż teraz nie jest już niespodzianką, co może się trafić w lokalnym „pudełku czekoladek”. Dzikie pokemony hasają sobie wesoło na widoku i da się dostrzec, które gatunki zamieszkują obserwowany habitat. W sumie logiczne, bo ciężko byłoby nabić combo, zdając się wyłącznie na losowe konfrontacje. W Let’s Go sami możemy polować na określony typ stworków i dosłownie namierzać je, przedzierając się do nich przez krzaki. Czasami pokemony otacza niebieska bądź czerwona aura, co oznacza malutkich lub ogromnych przedstawicieli swojego rodzaju. Obie wersje dostarczają więcej doświadczenia przy schwytaniu. Różnią się też nieco efektywnością ruchów, które skalują się z wielkością atakującego lub celu. W aspekcie chwytania dzikich pokemonów zmiany zaszły również w rozlokowaniu ich habitatów. Nie wszystkie stworki są tam, gdzie były w pierwotnej wersji. Część z tych, które zdobyć można było od NPC, pojawia się teraz także w wysokiej trawie. Parę fabularnych stworków, a także wszystkie legendarne ze względu na swoją wyjątkową agresję będą wymagać zmierzenia się z nimi w walce, by dostąpić zaszczytu ich schwytania.
![]() |
Najpierw był Zapdos, później Zapwindows, Zapios i Zaplinux |
Zmiany w walce
Chociaż nie walczymy już z dzikimi pokemonami, w Let’s Go wciąż jest sporo potyczek z trenerami, czającymi się na drogach łączących wszystkie miasteczka regionu Kanto. Z tego też powodu ani razu nie czułem, by grze brakowało pojedynków. Rozlokowanie przeciwników jest chyba takie samo jak w pierwowzorze. Wędrówka poszczególnymi ścieżkami i eksploracja różnych „podziemi” w postaci np. Rock Tunel, Pokemon Tower czy Silph Company HQ to systematyczne batalie.
![]() |
Dostał z liścia |
Jeśli tylko znamy tabelę efektywności obrażeń określonego typu i jesteśmy w stanie połączyć nazwę wrogiego stworka z jego żywiołem, to walka okaże się banalnie prosta. Przyznam, że od czasów pierwszej generacji moja pamięć mocno zardzewiała, ale gdy tylko poza nazwą gra wyświetlała sylwetkę pokemona wystawionego do walki przez przeciwnika, od razu przypominałem sobie jego typ. Czasami jednak moje założenia były błędne. Okazuje się, że wprowadzone w kolejnych generacjach nowe typy pokemonów zmieniły retroaktywnie kilka z już istniejących stworków. Pokemonowy system papier-nożyce-kamień został rozbudowany o takie typy, jak Dark, Fairy oraz Steel. Z tego też względu przykładowo Jigglypuff nie jest już typu Normal, lecz Fairy, a Magnemite oprócz Electric oznaczony został również jako Steel. Nieco zmienia to balans rozgrywki. W czasie potyczek na pewno pomogą ulepszenia poprawiające jakość zabawy, jak np. oznaczenie poszczególnych ataków odpowiednim kolorem, dzięki czemu już na pierwszy rzut oka wiadomo, jakiego typu jest dany ruch w repertuarze akcji pokemonów.
![]() |
Reakcje pokonanych Jessie i Jamesa są w 3D jeszcze bardziej żenujące niż wcześniej |
Nowością, którą również spotkałem w Sword, ale nie doświadczyłem podczas grania w dwie pierwsze generacje poksów są walki dwa na dwa. Do nich dochodzi najczęściej w starciach z niesławnymi Jessie i Jamesem z Team Rocket. W trakcie tych potyczek na arenę wkraczają dwa pierwsze pokemony z drużyny naszego trenera i w ciągu tury gracz może wydać w sumie dwa rozkazy. Decydując się na użycie przedmiotu bądź przeprowadzenie ataku zawsze trzeba wskazać cel. Niestety nie ma ogólnej reguły, dotyczącej obszaru działania ataków. Dla każdego ruchu zostało to ustalone indywidualnie. Część bierze na cel wybranego przeciwnika, inne atakują obu albo nawet każdego z trzech pozostałych pokemonów biorących udział w walce, więc trzeba pamiętać o ryzyku związanym z friendly fire – co by nie potraktować członka drużyny jakimś superefektywnym uderzeniem. Są akcje obejmujące obszarem całą czwórkę, samego użytkownika albo jego sojusznika lub po prostu drużynę gracza. Czasami walcząc w parach, towarzyszy nam sprzymierzony trener. W takiej sytuacji oczywiście każdy wystawia po jednym pokemonie. Do gry dodano nowe ruchy ofensywne, nieobecne w pierwszej generacji oraz różne buffy, projektowane pod walki 2 na 2, jak np. Helping Hand, które służą wzmacnianiu sojusznika.
![]() |
Chluśniem, bo uśniem |
Lokalny tryb kooperacji
W kwestii współpracy Let’s Go Pikachu idzie jednak znacznie dalej. Już niemal od początku gry, gdy tylko dostaniemy Pokedex, pojawia się możliwość pogrania w lokalnym trybie kooperacji. Wystarczy, że drugi gracz weźmie nieużywany joycon i potrząśnie nim, a w Kanto pojawi się (lub zostanie odwołany tą samą metodą) trener o przeciwnej płci do protagonisty Let’s Go. Od tej pory wszystkie walki z wyjątkiem zmagań z mistrzowskimi trenerami będą rozgrywać się w trybie dwóch na jednego, co jest sporym ułatwieniem już i tak niezbyt trudnej gry. Poza potyczkami działania drugiego gracza są jednak ograniczone. Nie może on wchodzić w interakcje z bohaterami neutralnymi, nie może podnosić przedmiotów, a napotkane dzikie pokemony będą przez niego przenikać. Nasz kooperacyjny partner wyciągnie za to z pokeballa dodatkowego pupila na czas eksploracji, ale zawsze będzie to drugi w kolejności stworek z drużyny – ten sam, którego sojusznik wystawi automatycznie na początku walki. Kooperacja ma również wpływ na efekt łowieckiej zabawy obu trenerów. Jeśli graczom uda się zsynchronizować rzut pokeballem, podniesie to szansę schwytania dzikiego pokemona i naliczy większą premię doświadczenia. Nie testowałem coopa w Let’s Go Pikachu, ale wydaje mi się, iż jest to tryb przeznaczony do zabawy razem z dzieckiem. Drugi gracz może z doskoku dołączyć w zasadzie w dowolnym momencie i korzystając z postępów głównego trenera, działać na jego korzyść. Wydaje się to dobrą opcją, by wciągnąć do zabawy najmłodszych i zapoznać ich z gatunkiem JRPG.
![]() |
Labirynt Fauna, bo screenów z kooperacji też nie mam |
Tamagotchi
Remake Pokemon Yellow kładzie większy nacisk na relację z naszym starterem. W menu gry jest specjalna opcja, pozwalająca na zabawę z Pikachu (lub Eevee). Można karmić go owocami albo po prostu głaskać wykorzystując do tego ekran dotykowy. Pokemon reaguje na pieszczoty i okazuje swoje zadowolenie. Wpływa to na rozgrywkę, gdyż w zależności od stopnia zadowolenia pokemonów, ich statystyki rosną aż do 10%, a w walce potrafią unikać ataków lub samoistnie negować szkodliwe efekty.
![]() |
Kiedy pożyczysz grę koleżance i spytasz, czy możesz pomiziać jej myszkę |
Podobnie jak w przypadku naszego trenera, Pikachu można ubierać w zestawy ciuchów odblokowywanych podczas rozgrywki. Ogranicza się to co prawda do czapki i koszulki, ale pozwala zunifikować wygląd i upodobnić naszego partnera do protagonisty gry.
![]() |
Pikachu w stroju bagiety |
Podczas przygód w regionie Kanto nasz starter nauczy się również kilku sekretnych technik, które zastąpiły znane z pierwowzoru hidden moves. Zarówno Cut, Fly, Surf, Strength jak i Flash otrzymały swoje odpowiedniki, dzięki którym Pikachu będzie ścinał drzewa, zabierał nas w przestworza przy użyciu hm… balonolotni? Surfował na desce, przesuwał ciężkie kolumny lub rozświetlał ciemności jaskiń. Ponoć narzekali na to ortodoksyjni fani, ale prawdę mówiąc, co to zmienia? To po prostu usprawnienie typu QoL, bo teraz nie trzeba marnować jednego miejsca na każdy użytkowy ruch i taszczyć takie poksy w plecaku, tylko po to, by z czasem otwierały nam wcześniej zablokowane przejścia, jak w jakiejś metroidvanii. Jak to mówią: wszystko za was zrobi Obi-Wan Kenobi Pikachu.
![]() |
Pikachu u kardiologa. Lekarz pyta: jak twoje serce? Pokemon odpowiada: pika! Pika! |
Pokemon Go Park
Właściwie jedyną zmianą w remake’u, która mi się kompletnie nie podoba, jest fakt usunięcia z gry safari zone. Uwielbiałem safari zone! Był to jeden z obszarów, do którego docierało się w późnej fazie zabawy i stanowił świetne miejsce do grindowania drużyny stworków i łapania pokemonów, których nie dało się znaleźć nigdzie indziej. Safari zone zawsze kojarzyło mi się z nieskrępowaną przygodą. Niestety w Let’s Go Pikachu w wejściu do strefy safari znajduje się terminal Go Park. Jeśli zsynchronizowaliśmy naszą grę z Pokemon Go i zebraliśmy w mobilnej zabawie co najmniej 25 stworków, możemy wejść do parku i obserwować, jak wszystkie z nich bawią się ze sobą w naturalnym środowisku. Można w ten sposób utworzyć do 20 parków mieszczących maksymalnie 50 pokemonów, co daje w sumie rezerwat z okrągłym tysiącem stworków. Jest to jednak tylko smaczek, dzięki któremu możemy poobserwować ich trójwymiarowe modele i to, jak zachowują się w grupie i wchodzą ze sobą w interakcje. Sam tego nie sprawdziłem, bo Pokemon Go zainstalowałem dopiero niedawno i odpaliłem raptem kilka razy, z tego też powodu nie miałem nawet minimalnej liczby pokemonów wymaganych do założenia parku.
![]() |
Welcome to |
Zmiany i ewolucje
Z innych rzeczy, jakie w Let’s Go uległy modyfikacji muszę wymienić przede wszystkim brak możliwości kupna roweru. W sklepie miłośnika kolarstwa możemy co najwyżej podziwiać uzbierane przez niego jednoślady. Funkcję roweru zastąpiły w grze same pokemony. Możemy wyciągnąć dowolnego pupila z pokeballa, aby podążał za naszą postacią. Może wówczas znajdować dodatkowe, ukryte przedmioty (przeważnie owoce ułatwiające polowanie na dzikie poksy). Jeśli jednak stworek jest większych rozmiarów, można na nim jeździć! Takie pokemony poruszają się szybciej, co naturalnie budzi skojarzenia z funkcją roweru. Na niektórych można nawet latać. Najbardziej podobała mi się animacja Machampa, który nosił swojego trenera na barana, a na jednej dłoni trzymał jeszcze Pikachu. Jedyny minus jest taki, że większe poksy podążające za trenerem będą co chwilę pojawiać się i znikać podczas przemieszczania się w węższych korytarzach.
![]() |
Uwaga na brzozy |
Teraz, aby wejść do gymu i wziąć udział w wyzwaniu nagradzającym jedną z ośmiu odznak, należy spełnić pewne warunki, np. okazać pokemona określonego typu lub poziomu. Wygląda to po prostu jak test, który ma sprawić, by początkujący gracz nie odbił się z jakiegoś powodu od ewentualnych trudności w zmaganiach z liderami gymów. Dość kontrowersyjną zmianą było usunięcie hazardu. W Let’s Go nie zagramy już na automatach w salonie gier, w którym znajduje się wejście do kryjówki Team Rocket. Z drobnych zmian należy jeszcze wspomnieć o pewnym ułatwieniu w postaci dostępu do puli schwytanych pokemonów. W remake’u Yellow nie trzeba już korzystać z komputera w Pokemon Center. W dowolnym momencie możemy wymieniać stworki z drużyny z tymi przechowywanymi w kulkach.
![]() |
Czas surferów |
Słodka tajemnica
Pewnie zastanawialiście się, co się dzieje z tymi wszystkimi pokemonami łapanymi dla punktów doświadczenia. Przede wszystkim schwytane stworki zapewniają stały dopływ zużywalnych przedmiotów – w tym różnego rodzaju cukierków. Łakocie służą trwałemu podnoszeniu statystyk naszych podopiecznych. Dzielą się na kilka rodzajów, w zależności od tego, jaki atrybut wzmacniają. Przykładowo Smart Candy podnosi wartość specjalnego ataku a Quick Candy zwiększa szybkość pokemona. Początkowo każdy cukierek zapewnia premię +1 do atrybutu, ale im więcej cukierków danego typu zje nasz pupil, tym więcej będzie potrzebował na podniesienie cechy o kolejny punkt, aż napotka limit. Słodycze dzielą się również na kilka stopni, gdzie te oznaczone literką „L” można podać wyłącznie pokemonom, które osiągnęły 30 poziom, a „XL” wymagają już 60. Oprócz tego znaleźć można słodycze zwiększające wszystkie statystyki o 1 punkt, ale działające wyłącznie na jeden gatunek pokemona. Są również rzadkie cukierki, których zjedzenie po prostu podniesie poziom doświadczenia pokemona.
![]() |
Welcome to the candy shop! |
Cała ta zabawa z karmieniem swoich pupili łakociami składa się na system, jaki nosi nazwę Awakening Values. AV zastąpiły znane z pierwowzoru Effort Values, o których sam nie miałem pojęcia ponad 20 lat temu, a dowiedziałem się dopiero grając w tym roku w Pokemon Sword. Różnica jest jednak taka, że AV nie są ograniczane przez poziom doświadczenia pokemona i w praktyce odpowiednio odżywiony stworek na niskim levelu przed przejściem żadnej ewolucji jest w stanie przebić efektywnością przedstawicieli tego samego gatunku z masą doświadczenia na karku i trzecią formą.
![]() |
Pod koniec odblokowujemy mega-ewolucje, ale nie ma potrzeby z nich korzystać |
System jest dość łatwy w eksploatacji, gdyż szybko odblokowana zostaje możliwość wysyłania pokemonów do profesora Oaka. Każdy przekazany stworek znika bezpowrotnie, ale w zamian otrzymujemy kolejne cukierki. Glukozowe sterydy dla pupili zapewniają znaczną przewagę w walce, co czyni Pokemon Let’s Go idealnym tytułem na wejście dla najmłodszego odbiorcy.
![]() |
Endgame
Co prawda pokonanie elitarnej czwórki oraz czempiona w drodze po mistrzostwo ligi pokemon nie kończy zabawy, ale po zaliczeniu fabuły niewiele zostaje do zrobienia. Wciąż mamy możliwość skompletowania pokedexu i uzyskania certyfikatu. Oprócz pokemonów z dexa można zdobyć kilka alternatywnych przedstawicieli z regionu Alolan. Najwięksi maniacy mogą łapać określony gatunek stworka, nabijając gigantyczne combo, które prędzej czy później pozwoli im schwytać tzw. wariant „shiny”, czyli poksa o unikalnym umaszczeniu. Naturalną koleją rzeczy wydaje się wzięcie udziału w ekscytującym polowaniu na Mewtwo w Cerulean Cave. Jeśli komuś kompletnie zabraknie fantazji, to można podjąć wyzwanie tzw. master trainers. Każdy jest mistrzem określonego gatunku i formy ewolucyjnej pokemona. Jeśli się nie mylę, w Let’s Go takich przeciwników jest w sumie 153, bo oprócz 151 kantońskich stworków pierwszej generacji pojawia się również entuzjasta Meltana i Melmetala. Walka z mistrzami to lustrzany pojedynek, do którego można przystąpić wyłącznie wówczas, gdy sami posiadamy dokładnie ten sam typ pokemona i tylko on wówczas może stanąć w szranki z oponentem. Koncept ten wydaje mi się szalenie nudny i nie wiem, czy kiedyś się na to skuszę, bo sam raczej ograniczę się do skompletowania pokedexu. Nie jestem też tak narwany, by pchać się do trybu pvp. Już Pokemon Sword otworzyło mi oczy na istnienie mechanik, o których nigdy w tej serii nie miałem pojęcia.
![]() |
Rattata z innego regionu |
Współczesna oprawa
Remake gry to nie tylko zmiany w formie rozgrywki i kosmetyczne poprawki fabuły. Przeważnie przesiadka na nowy silnik niesie za sobą przygotowaną od zera, dostosowaną do współczesnych standardów oprawę graficzną i muzyczną. Zauważyłem, że powszechnie krytykuje się grafikę w nowych grach marki Pokemon, ale zupełnie tego nie rozumiem. Let’s Go prezentuje się moim zdaniem bardzo ładnie. Estetyka jest mocno stylizowana i podoba mi się chyba bardziej niż to, co zaserwowano w nowszym Pokemon Sword. Postacie wyglądają tak, jak mogliśmy je sobie wyobrażać, grając w latach 90. w pierwotną wersję Yellow. Miejscówki takie jak Pokemon Tower, Power Plant czy Pokemon Mansion prezentują się szalenie klimatycznie. Trójwymiarowe modele stworków i kolorowe otoczenie cieszą oczy. Jedynie animacje ataków wypadają nierówno. Efekty specjalne pokroju piorunów miotanych przez Pikachu, Dragon Pulse wydobywającego się z gardła Charizarda czy też sporej liczby innych akcji ofensywnych wydają się jedną, piękną granicą spektrum, gdzie po drugiej stronie fruwają zabiedzone, niemal statyczne efekty fizycznych uderzeń i nieśmiałe rozpryski barw najsłabszych ruchów. Trójwymiar całkiem nieźle oddał skalę wielkości pokemonów, których rozmiary nie raz mnie zaskoczyły.
![]() |
Tak się kończy zgaga |
W remake’u na pewno warte uwagi są też wszystkie nieobecne w oryginale cutscenki, które budują dodatkowe tło wielkiej wyprawie po tytuł mistrza ligi pokemon. Od niemych rozmów ukazanych z nowej perspektywy przez animowane przerywniki, ogląda się to wszystko bardzo przyjemnie. Tym bardziej że cutscenki wnoszą dodatkową ekspozycję, np. podczas przedstawienia unikalnych cech liderów, jak neonowy stadion Sabriny czy wyszkolony w sztuce ninjutsu lider trujących pokemonów. Jest też w grze kilka rozgrzewających serducho momentów, jak wizyta na dziobie liniowca S. S. Anne czy odwiedziny w Go Park. No ja na jakość grafiki nie narzekam, a po zadokowaniu wciąż wygląda to dobrze i nie tnie tak gałek ocznych, jak Pokemon Sword swoimi poszarpanymi krawędziami. Jedyne co mi przeszkadzało, to znaczne spadki płynności w Viridian Forest, kiedy próbowałem schwytać Bulbazaura. Poza tą miejscówką Let’s Go Pikachu trzyma raczej stabilny i wysoki klatkarz.
![]() |
Nikt się nie spodziewał elitarnej inkwizycji! |
O muzyce wypowiem się w samych superlatywach. Pamiętacie ścieżkę dźwiękową z gier pierwszej generacji? Tu dostajecie jej współczesną, orkiestrową (tak mi się wydaje) aranżację. Brzmi cudownie – od klasycznego już motywu, który zagrzewa do przygody w regionie Kanto po dramatyczne i eskalujące tematy bitewne, przybierające coraz szybsze tempo. Ten soundtrack nic a nic się nie zestarzał, a wręcz przeciwnie, nigdy chyba nie brzmiał tak dobrze.
![]() |
Mamma mia! Giovanni i prince of Persian |
Czy warto kupić Let’s Go?
Przejście fabuły Let’s Go Pikachu zajęło mi około 30 godzin. W tym czasie skompletowałem 2/3 pokedexu i schwytałem trzy legendarne ptaki. Była to prawdziwie nostalgiczna podróż. Tym właśnie jest remake Pokemon: Yellow. To gra, która przeznaczona jest dla starych ramoli, chcących powspominać dawne czasy i poczuć się jak dziecko. To beztroska, łatwa i przyjemna zabawa na odstresowanie po pracy. Tytuł idealny dla rodziców, którzy chcieliby wprowadzić swoje pociechy w świat pokemonów albo JRPG w ogóle – w czym zresztą pomaga lokalny coop. To również rozrywka dla niedzielnych graczy, którym podobało się Pokemon Go.
![]() |
Mewtwo był |
Jeśli jednak myślicie o sprawieniu sobie prezentu i stoicie przed dylematem, czy wybrać Let’s Go, czy Pokemon Sword/Shield, decyzja może być tylko jedna. Bierzcie najnowszą generację, bo to dużo lepsze, bardziej rozbudowane gry, po brzegi wypełnione zawartością. Chociaż Pokemon: Let’s Go Pikachu dostarczyło mi mnóstwo przyjemnej zabawy, to jednak były to przeważnie dwugodzinne sesje albo krótsze rozgrywki z doskoku. Pokemon Sword zaś sprawiło, że siedziałem przy najnowszej generacji całymi dniami z wypiekami na twarzy.
![]() |
Kiedy wyprowadzasz żółwia na spacer |
Zakupu nie żałuję, bo pierwsza generacja Pokemonów była dość istotną częścią mojego dzieciństwa. Przy grach tej marki na Switchu bawiłem się bardzo dobrze, więc w listopadzie na pewno sięgnę po Brilliant Diamond lub Shining Pearl, a na początku przyszłego roku po rewolucję – Legend of Arceus. Prędzej czy później opiszę również, czym zachwyciło mnie Pokemon Sword. Tymczasem zainstalowałem sobie Pokemon Go i Pokemon Home. Nie jestem fanem Go, które odpalam raczej dla odbierania giftów od znajomych, ale ta druga aplikacja zasługuje na szczególną uwagę. Nintendo buduje obecnie całe środowisko dla marki Pokemon. Home jest niczym magazyn, w którym można przechowywać poksy złapane zarówno w Pokemon Go, Let’s Go Pikachu/Eevee jak i Sword/Shield. Aplikacja wyświetla przy każdym stworku jego kompatybilność z istniejącymi na rynku grami i pozwala za darmo przesyłać pokemony z jednego programu do drugiego. W ten sposób np. otrzymałem poprzez wymianę w Let’s Go Mewtwo od kolegi, który złapał ich ponad 20 w Pokemon Go. Legendarnego psychicznego pokemona wysłałem wówczas do swojego Pokemon: Home, a następnie do Pokemon Sword, gdzie zasilił moją drużynę. Pokemon Home to naprawdę bardzo fajna aplikacja, która ułatwi kompletowanie składów i zapełnianie pokedexów we współczesnych grach z serii. Stanowi też chyba jedyny sposób, na zdobycie Mew w Let’s Go Pikachu/Eevee, gdyż z tego co wiem, zamknięty był za płatnym paywallem w postaci specjalnego pokeballa-kontrolera z jednorazowym kodem do wykorzystania.
![]() |
Nadchodzi burza. Nie powiem nic więcej |
Na dziś to tyle o Pokemonach. Aktualnie ogrywam Xenoblade Chronicles Definitive Edition. To długa gra, ale po niej najpewniej przejdę na szybko Shadows of Undrentide i Hordes of Underdark, by wbić ostatnie osiągnięcia w NWN: EE, w której niedawno zaliczyłem kampanię podstawki, nieruszaną od lat. W dalszych planach mam Marvel Ultimate Alliance 3 i cudownie wyglądające Bravely Default 2 na Switchu. Po nich? Prawdopodobnie polecaną mi od dawna grę o tytule Balrum.
![]() |
Teleturniej w ognistym gymie |
Podsumowanie
Plusy:
- Duży ładunek nostalgii
- Widać dzikie pokemony podczas eksploracji
- Estetyczna oprawa wizualna
- Znakomicie odtworzona ścieżka dźwiękowa
- Wspaniała grywalność
- Nowinki mechanicznie z kolejnych generacji
- Usprawnienia narracji, jak cutscenki
- Usprawnienia interfejsu
- Lokalny coop dla najmłodszych
Minusy:
- Walki z dzikimi stworkami zastąpione polowaniem w stylu GO
- Pokemon Go Park zamiast Safari Zone
- Nadmiar doświadczenia bez zmian w progressji uczynił grę zbyt łatwą
- Wszechstronność startera
Komentarze
Prześlij komentarz