Subiektywnie: Shadow Tactics: Blades of the Shogun


Shadow Tactics: Blades of the Shogun

Opublikowano: 1 stycznia 2017 (reupload)

Commandos w czasach siogunatu

Nie wiem, co sprawiło, że sięgnąłem po tę grę wskutek spontanicznego impulsu. Tym bardziej że 2016 rok przyniósł premiery długo oczekiwanych przeze mnie kontynuacji Deus Ex, Dishonored i Tomb Raider. Decyzja zakupu w pierwszej kolejności dzieła Mimimi Productions podyktowana była chyba podświadomym przekonaniem, iż mój podstarzały laptop z dwurdzeniową i5 i mobilnym gtx 660 nie poradzi sobie za dobrze z nowymi tytułami AAA.

Z drugiej jednak strony, Shadow Tactics skusiło mnie XVII wieczną Japonią, która poza serią Total War niemal nie gościła na ekranach komputerów. Poza tym, jako osoba praktykująca kendo od prawie 11 lat, mogę powiedzieć, że właściwie żyję kulturą japońską na co dzień. Jak więc mógłbym się oprzeć?

Dama nie powinna się włóczyć sama po nocy...

Shadow Tactics wzorowano na serii Commandos i Desperados. Trudno mi się do tego odnieść, gdyż komandosów w akcji widziałem jedynie, goszcząc u kuzyna, a dzikiego zachodu w konwencji skradanki nie odwiedziłem ani razu.

Gra składa się z trzynastu misji spiętych fabułą może niezbyt wciągającą, ale wystarczającą, by utrzymać gracza przy ekranie. Ważniejszym czynnikiem przyciągającym do tytułu jest mechanika rozgrywki i miodność płynącą z realizowania planów działań.

Nie ma twierdz nie do zdobycia

Dzieło Mimimi Productions to drużynowa skradanka oparta na stożkach pola widzenia. Mechanizm działa tu jednak ciekawiej niż w grach TPP, gdyż wejście w pole widzenia przeciwnika nie oznacza natychmiastowego wykrycia, a osłony na mapie bądź większa odległość od wartownika pozwalają pozostać ukrytym, jeśli tylko postać nie stoi wyprostowana.

Skoro już mowa o postaciach, do dyspozycji gracza oddano grupę pięciu bohaterów. Nie są oni jednak dostępni w każdej misji. Drużynę zbiera się systematycznie na przestrzeni kilku etapów, a zawiłości fabuły dyktują, jaki skład wybierze się w teren celem wykonania zadania.

It's a trap!

Drużyna ma duszę i głos – bohaterowie z misji na misję zacieśniają więzi, zawiązując nić przyjaźni i zaufania. Komentują, żartują, a niektórych łączy nawet wspólna przeszłość. Można ulec iluzji, iż są to żywi ludzie – trochę stereotypowi, ale idealnie wpasowani w konwencję i przede wszystkim zróżnicowani. To ostatnie tyczy się nie tylko charakterów, ale też możliwości ofensywnych, mobilności jak i zdolności manipulowania strażnikami.

Każdy z bohaterów może przeciwników ogłuszać lub wysyłać do krainy przodków. Wszyscy mają też środki, by odwrócić uwagę lub zwabić wrogów w zasadzkę (np. staruszek posyła warczącego jenota, shinobi rzuca kamieniem, gejsza ma fiolkę perfum, które tłumią pole widzenia, samuraj kusi wrogów butelczyną sake, a złodziejka wabi ich dźwiękiem fletu). Bohaterowie różnią się też mobilnością podczas przenoszenia zwłok – samuraj może biec, niosąc dwa ciała naraz, kobiety będą co najwyżej przeciągać zwłoki po ziemi, a starzec pozbawiony nogi i kuśtykający o lasce jest w większości misji dodatkowym wyzwaniem wymagającym oczyszczania drogi do drzwi i drabin.

Tryb cienia niby jest ułatwieniem, ale wciąż wymaga odpowiedniego wyczucia czasu

Cała piątka służąca Szogunowi dysponuje również specjalną zdolnością. Hayato ciska shurikenem, Mugen jako jedyny może zabić innego samuraja bądź dobyć obu mieczy i doskakując wyciąć trzyosobowy patrol. Aiko może się przebierać i wtapiać w tłum, Yuki potrafi kraść klucze strażnikom i zastawiać pułapki, a drewniana noga Takumy okazuje się być karabinem snajperskim, którym starzec posługuje się z niezwykłą precyzją.

Siłę gry stanowi odpowiedni dobór zdolności drużyny w każdej napotkanej sytuacji – a te można rozstrzygnąć na kilka sposobów. W Shadow Tactics wszystko jest wspaniale przemyślane – rozstawienie wartowników, ich typ (np. słomiane kapelusze nigdy nie opuszczają stanowiska, samurajów nie da się zmylić przebraniem), ścieżki i liczebność patroli, konstrukcja poziomów. Zwłaszcza to ostatnie jest niesamowicie dopracowane i daje spore możliwości. Lokacje zaprojektowano wielopoziomowo. Trójka bohaterów może się wspinać, używać linki z hakiem, przeskakiwać po dachach.

Wielopoziomowa konstrukcja lokacji otwiera szerokie możliwości

Taktyczne planowanie posunięć ułatwia tryb cienia, czyli możliwość synchronicznego wykonania akcji zaplanowanej dla każdego członka drużyny. Pozwala to m.in. na równoczesne wyeliminowanie strażników i daje masę frajdy.

Rozgrywkę urozmaicają również unikalne mechaniki poziomów. Można się kryć w budynkach i na wozach. Na śniegu zostają ślady, które zauważone przez strażników zwiększą ich czujność, co skutkuje wszczęciem przez nich poszukiwań wszelkich intruzów. Kałuże i skąpane w deszczu pola ryżu chlupocą głośno przy każdym kroku. Misje rozgrywane w nocy ułatwiają skradanie się, bo w ciemności wystarczy przykucnąć, by uniknąć wykrycia. Z drugiej jednak strony wejście w oświetlony obszar poskutkuje w zasadzie natychmiastowym wykryciem przez pobliskich przeciwników. Cywile różnie reagują na postacie gracza. Jeśli nie są przyjaźnie nastawieni, wezwą strażników. W trakcie misji trzeba również uważać na faunę. Spłoszone ptactwo zacznie głośno kwilić, wabiąc strażników. Strzelanie z pistoletów na polu bitwy lub w pobliżu strzelnicy nie zaalarmuje wrogów. Środowisko ma spory wpływ na przebieg akcji drużyny gracza.

Daj kamienia!

Zróżnicowane są także cele misji. Czasami trzeba gdzieś dotrzeć, coś wysadzić w powietrze, zabić wrogiego daimyō, podsłuchać żołnierzy czy uprowadzić zakładnika. Istnieje wiele dróg do celu i metod wypełniania zadania. Gra zaskoczy każdego, kto wykaże się kreatywnością. Sam byłem w szoku widząc jak fiolka perfum Aiko przyczyniła się do śmierci jednego z wrogów Szoguna, wypełniając w ten sposób warunki zadania. Takich smaczków w grze jest cała masa.

W dzisiejszych czasach ciężko o dobrego kaishaku

Oprawa graficzna jest przede wszystkim czytelna, cieszy oko paletą barw, kreską przypominającą nieco kreskówki czy zastosowanie cell shadingu. Bardzo ładnie prezentują się efekty cząsteczkowe dymu, roztrzaskiwane w drobny mak elementy drewnianych konstrukcji i wybuchy. Postacie są stylizowane — ze względu na podziwianie akcji z lotu ptaka, twórcy gry zdecydowali się wydłużyć nogi wszystkich postaci, aby były bardziej widoczne i naturalne w wykorzystanej perspektywie. Wysoki poziom trzymają animacje bohaterów, co widać zwłaszcza podczas płynnych, krwawych ataków. Wrzucone przeze mnie screeny nie oddają nawet w połowie uroku oprawy.

Muzyka potrafi budować napięcie, jednak ścieżka dźwiękowa wypada bardzo nierówno. Kilka utworów okazało się naprawdę świetnych. W Shadow Tactics dominują jednak kompozycje przeciętne lub nawet takie, których przygrywki bardziej męczą, niż uprzyjemniają rozgrywkę.

Rozgrywka jest wyśmienicie wyważona. Zbalansowano zwłaszcza balansowanie na linie

Pochwalić muszę aktorstwo głosowe. Dialogi dostępne są w języku angielskim oraz japońskim. Polecam grać z tą drugą opcją, która brzmi świetnie i ułatwia wczucie się w klimat kraju kwitnącej wiśni. Japoński dubbing trzyma poziom tego, co można usłyszeć w dobrym anime.

Shadow Tactics mogę podsumować jako bardzo dobrze zaprojektowaną grę, ze świetnie przemyślanymi mechanizmami. Dzieło Mimimi Productions jest skradanką, która wynagradza cierpliwość, zachęca do eksperymentowania i kreatywności. Shadow Tactics mobilizuje graczy, by powtarzać misje i poprzez szukanie alternatywnych rozwiązań poprawiać swoje osiągnięcia. Pod tym względem gra przypomina wiele japońskich sztuk, gdzie najważniejsze jest dążenie do perfekcji poprzez samodoskonalenie i powtarzanie czynności do osiągnięcia mistrzostwa — a cel ten zawsze jest nieuchwytny. Mnie Shadow Tactics narobił również apetytu na ponowny seans Samurai Champloo.

Dobre przebranie zmyli każdego, problemem jest tylko zdobycie wdzianka. Może sam się mylę, ale Aiko jeszcze łatwiej odwróciłaby uwagę strażników, gdyby paradowała bez ubrania

Podsumowanie

Plusy:

  • Rozgrywka
  • Postacie i ich zróżnicowane zdolności
  • Projekt misji
  • Klimat

Minusy:

  • Muzyka

Komentarze